19 lip 2015

Prolog



Stoję pomiędzy nimi, zerkając to na jednego to na drugiego. Nie wiem, co mam zrobić. Stawiają mnie pod ścianą. Boję się wybrać któregoś z nich. Boję się, że się pozabijają nawzajem, że zaraz jeden skoczy na drugiego. Robię niepewny krok w stronę Jusa.
         - Czyli wybierasz tego, dupka zamiast mnie?- Słyszę gniewny głos Hardina.
         Od razu przełykam ślinę i cofam się. Stoimy sami na środku parkingu. Wkoło nas nie ma żywej duszy, jest tylko nasz trójka. I może właśnie, dlatego, aż tak bardzo się boję. Jeśli, któryś z nich rzuci się na drugiego nie dam rady ich rozdzielić. Może i Justina udałoby mi się odciągnąć, ale Hardina już nie.
         - Pamiętaj słuchaj głosy serca, Cas- słyszę czuły głos Biebera.
         - Oj, zamknij się- warczy Smith.
          Czuję, że moje serce przyśpiesza. Z trudem biorę oddech. Po raz kolejny patrzę na nich. Tak bardzo się od siebie różnią.
         Hardin jest bardziej umięśniony i ma więcej tatuaży. Loki opadają mu na czoło i częściowo zakrywają jego zielone oczy. Pamiętam, że zawsze go to denerwowało. Nigdy nie potrafił ich ogarnąć. Smith jest chłopakiem, który budzi we mnie strach. Nie umiem czuć się przy nim bezpiecznie, a tym bardziej przy jego znajomych. Owszem twierdzi, że się zmieniła, ale nie wiem, czy potrafię mu po raz kolejny zaufać.
         Justin jest niższy od Hardina, a jego włosy zawsze układają się idealnie. Nie ma takich mięśni, jak Smith, ale mimo to czuję się przy nim bezpieczniej. Wiem, że zawsze jest w stanie stanąć w mojej obronie. Tylko, czy ufam mu na tyle, żeby zostawić dla niego Hardina, chłopaka, z którym tak wiele przeszłam?
          Mam mętlik w głowie. Przy każdym z nich znajduję, jakieś „ale”. Nie jestem pewna na sto procent, którego mam wybrać. Moja matka zawsze mi powtarzała, że życie nigdy nie będzie łatwe. Nie podejrzałam jednak, że będzie aż tak trudne.
         Czuję ich wzrok na swoim ciele. Obserwują każdy mój ruch, najmniejszy gest, a mnie do nadzwyczajnie w świecie powoli wykańcza. Nie mogę już tego znieść. Zaczynam biec przed siebie, nie wiedząc, dokąd zmierzam. Po chwili przypominam sobie o opuszczonym porcie, znajdującym się niedaleko. Znam do niego bardzo dobrze drogę. Kiedyś często przesiadywałam w tamtym miejscu. Jednak, gdyby nie lampy, oświetlające mi drogę, nie dotarłabym do niego.
          Biegnę pomiędzy starymi kontenerami. Z wielu z nich schodzi farba, a większość metalu jest pokryta rdzą. Nie przejmuję się tym i biegnę dalej, nie oglądając się za siebie. Boję się, że któryś z nich pobiegł za mną, a co gorsza, że obaj pobiegli. Staram się jednak nie myśleć o tym teraz. Nie potrafię wybrać żadnego z nich. Co z tego, że Hardin zranił mnie tyle razy, przeszłam z nim tak wiele, że czuję, iż jestem w stanie mu to wybaczyć. Tylko, czy będzie potrafić się mną zaopiekować, tak samo, jak Justin?
         I to jest największy problem. Jednego nie potrafię zostawić przez wspomnienia, a drugiego przez jego dobre serce.
         Po paru minutach docieram do portu. Rozglądam się. Dookoła nie ma nikogo, co mnie cieszy. Siadam prze zardzewiałej rurze, opierając się o nią plecami.
         Nareszcie jestem sama. Nikt mi nie przeszkadza ani nie karze niczego wybierać. Staram się wyrzucić Hardina i Justina z głowy, ale nie jest to takie łatwe, jak mi się wydaje. Cały czas mam przed oczyma ich twarze, a w głowie odtwarzają mi się słowa Smitha: „Musisz wybrać, któregoś z nas. Teraz. Nie chcę mi się już dłużej czekać, aż się łaskawie zdecydujesz”.
         Niby się zmienił, jak to on powiadał, ale nadal jest surowy w stosunku do mnie. Obawiam się, że będzie tak, jak było kiedyś. Tego boję się chyba najbardziej. Nie chcę, żeby znowu mną pomiatał i zrobił ze mnie po raz kolejny swoją prywatną dziwkę. Zawsze liczył się tylko on i jego zdanie. A ja? Ja byłam nikim.
         - Cassie, gdzie do cholery jesteś?! Martwię się o ciebie!- Słyszę krzyk, Hardina, który wyrywa mnie z zamyślenia.
          Nie jest on jednak przepełniony złością, jak mogłoby się wydawać tylko… Strachem i troską? Nie, to nie może być prawda. Te dwie rzeczy nigdy nie pasowały do niego.
         Mam nadzieję, że nie ma z nim Justina. Nie chcę musieć znowu wybierać. Nie potrafię tego zrobić. To zbyt trudne.
         Rozglądam się po raz kolejny dookoła, a gdy widzę Hardina idącego w moją stronę, gwałtownie wstaję.
         - Cas, nareszcie cię znalazłem- mówi, a na jego twarzy pojawi się uśmiech.
         - Czemu to robisz? Nie chcesz dać mi spokoju, a do tego każesz mi wybierać. Czemu chcesz, żebym cierpiała?- Krzyczę najgłośniej, jak potrafię.
         - Nie chcę, żebyś cierpiała. Kocham cię, Cas. Tak cholernie cię kocham.
         Robi krok w moją stronę, na co ja się cofam i to jest mój błąd. Przelatuję przez barierkę o wpadam do rzeki. Łapię się w ostatniej chwili krawędzie. Nie jest mi łatwo się utrzymać. Czuję, jak moja dłoń powoli osuwa się po śliskiej powierzchni, a woda moczy moje trampki. Zamykam oczy i szykuję się na najgorsze. Nie chcę odchodzę, ale czy mam teraz jakieś inne wyjście?
         Ostatni palec ześlizguje się, a ja zaczynam spadać. W ostatniej chwili ktoś łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do góry. Moje oczy pozostają jednak zamknięte. Nadal boję się, że spadnę. Strach przychodzi dopiero wtedy, gdy silna dłoń obejmuję mnie w talii i stawia na ziemi. Bez chwili zastanowienia wtulam się w klatkę piersiową Hardina. Wiem, że to on mnie uratował i jestem mu za to wdzięczna.
         Smith przejeżdża dłonią po moich włosach, wtulając mnie delikatnie w siebie.
         - Nic, ci nie jest?- Mówi, całując mnie w czoło.
         Kiwam przecząco głową. Nie jestem w stanie wykrztusić z siebie słowa. Czuję, jakbym cały czas zwisała nad tą wodą. Po moim policzku spływa łza. Gdyby nie Hardin byłabym już martwa.
         - Nie płacz. Już jest dobrze. Jesteś bezpieczna, Cassie- szepcze.- Tak bardzo się bardzo się o ciebie bałem. Gdybym cię stracił wszystko, nie miałby już sensu. Tak, bardzo cię kocham, Cas.
         Unoszę lekko głowę i spoglądam w jego zielone tęczówki. Widzę w nich szczerość. Po tak wielu miesiącach Hardin wreszcie to powiedział. Mówił mi to już wiele razy, ale jeszcze nigdy nie mówił mi tego szczerze. Dzisiaj jest jednak zupełnie inaczej,
         - Ja ciebie też kocham, Hardin- mówię, dając mu jednocześnie znak, że to jego właśnie wybieram.
         Chłopak całuje lekko moje usta. Jego wargi mają smakują tak samo, jak zapamiętałam. Może nawet jeszcze lepiej.
         Jestem pewna swojego wyboru i tego, że wybrałam dobrze. Czuję, iż nigdy nie będę tego żałować. Nigdy.